|
Zachmurzone niebo nie zraziło nas do niedzielnej wycieczki w nowe miejsce. Nikt nie mógł nam dać gwarancji, że nie będzie padać, a bardzo chcieliśmy się gdzieś wybrać. W takie dni najlepiej jechać do miejsc, gdzie pogoda nie popsuje weekendowej eskapady. Z tego powodu wybraliśmy wędrówkę po podziemiach. Najpierw pojechaliśmy do Nowej Rudy, gdzie zwiedzaliśmy nieczynną już kopalnię węgla, a potem udaliśmy się do Głuszycy, gdzie oglądaliśmy Podziemne Miasto. O ile do Nowej Rudy łatwo jest trafić, to z odnalezieniem kopalni nie jest już tak łatwo. Nieczynna kopalnia węgla jest jak na razie mało znaną atrakcją turystyczną Nowej Rudy. Ale trudno, żeby było inaczej skoro nigdzie przy głównych drogach nie ma drogowskazów do tego miejsca. Jest wprawdzie jedna tablica przy drodze, kierująca w boczną uliczkę, ale po pierwsze jest mała, a po drugie ledwie ją widać z drogi bo zasłania ją wysokie zielsko. Na szczęście nie błądziliśmy ani trochę, bo spytaliśmy o drogę do kopalni mieszkańca Nowej Rudy, który bezbłędnie pokierował nas na miejsce. Tak więc udało nam się bez problemów dojechać pod Muzeum Górnictwa w Nowej Rudzie. Pierwsze co nas zdziwiło to brak oznak innych turystów w tym miejscu. Na parkingu poza naszym samochodem stał tylko jeden pojazd, który jak nie trudno było się domyśleć spędził już sporo czasu w tym miejscu. Jak tylko podeszliśmy do budynku pani przewodnik wyszła nam naprzeciw i przywitała nas radosnym "Dzień doby". Od razu poczuliśmy się pewniej. Chyba jeszcze nigdzie nas tak nie witano. Okazało się, że pani przewodnik bardzo lubi oprowadzać turystów po kopalni, a że niewielu turystów tu zagląda, to bardzo ucieszyła ją nasza wizyta. Wprawdzie są określone godziny zwiedzania kopalni, ale nie zapowiadało się aby do najbliższej wyznaczonej godziny ktokolwiek jeszcze się zjawił. Pani przewodnik oznajmiła więc, że ruszymy na zwiedzanie jak tylko będziemy gotowi. Kupiliśmy bilety wstępu ze specjalną zniżką ponieważ okazaliśmy bilety wstępu do Kopalni Złota w Złotym Stoku i ruszyliśmy na indywidualne zwiedzanie. Pierwszy etap wycieczki to zwiedzanie Muzeum Górnictwa. Zgromadzono tutaj wiele przedmiotów związanych z kopalnią węgla. W pierwszym pomieszczeniu znajduje się dyspozytornia z której koordynowano pracę grup ratowniczych. Są tu także urządzenia rejestrujące, które informowały o zbliżających się zagrożeniach w szybach kopalni. Zgromadzono także kilka modeli aparatów tlenowych, które były na wyposażeniu ratowników. W kolejnych pomieszczeniach można oglądać odświętne stroje górnicze, oraz czapki z kolorowymi piórami. Jest tu także kącik z minerałami oraz kamienie z odciskami prehistorycznych roślin i zwierząt. O tym jak wyglądają maszyny górnicze można się przekonać oglądając modele wykonane przez uczniów miejscowego technikum. Drugi etap wycieczki jest bardziej ciekawy, bo przenosi nas w podziemia nieczynnej już kopalni węgla. Najpierw jednak wybieramy sobie marki, czyli blaszki z numerkiem. Takie marki górnicy zabierali ze sobą jeżeli zjeżdżali pod ziemię. Druga marka z takim samym numerkiem zostawała na powierzchni. Po zakończonej pracy górnik przywieszał z powrotem pobraną wcześniej markę. W ten sposób kontrolowano, czy wszyscy górnicy wyjechali na powierzchnię. Dodatkowo marki były różnego kształtu w zależności od tego na jakiej zmianie pracował górnik. Zakładamy na głowy kaski ochronne, zabieramy górnicze lampy i wychodzimy z budynku muzeum. Po kilkudziesięciu metrach docieramy do sztolni. Od tego miejsca zaczyna się najciekawsza część wycieczki. Wędrujemy za panią przewodnik ciemnymi korytarzami, a drogę oświetlają nam tylko latarki które zabraliśmy ze sobą. Nie ma niestety instalacji elektrycznej i oświetlenia, które podniosłoby komfort zwiedzania. Z drugiej strony mamy niepowtarzalną okazję wędrówki po kopalni w warunkach zbliżonych do tych w jakich pracowali tu górnicy. O tym jak ciemno jest w kopalni bez oświetlenia przekonujemy się gasząc na kilka sekund nasze latarki. Zapadły wówczas takie ciemności, że trudno je porównać z czymkolwiek. Nasz pierwszy przystanek ma miejsce w pomieszczeniu z wagonikami wypełnionymi ostatnim urobkiem przed zamknięciem kopalni. Wchodzimy sobie do tego pomieszczenia, aż tu nagle z ogromnym hałasem wyskakuje z rogu pomieszczenia gnom strzegący kopalni. Narobił dużego hałasu krzycząc i potrząsając łańcuchami. Zrobił to z zaskoczenia i na dodatek w niemal zupełnych ciemnościach. Nie spodziewaliśmy się takiego powitania. Oczywiście gnom był bardzo przyjazny i jak tylko opadły nasze pierwsze emocje poszedł ciemnym korytarzem w głąb kopalni. Pani przewodnik wiedziała o gnomie ale nas nie uprzedziła, choć potem sama przyznała, że już się do niego przyzwyczaiła ale nadal gnomowi udaje się i ją nastraszyć. Wszystko przez to, że gnom porusza się po kopalni bez oświetlenia i za każdym razem chowa się w innym miejscu. W kopalnie ma do tego doskonałe warunki ponieważ jest w niej wiele zakamarków, gdzie może się ukryć, aby ponownie wyskoczyć z zaskoczenia i przestraszyć niczego nie spodziewających się turystów. Nasza dalsza wycieczka po kopalni była urozmaicana przez sympatycznego gnoma. Oczywiście jeden raz nam wystarczył, aby potem pilnować się i nie dać się ponownie zaskoczyć. Dokładnie oświetlaliśmy chodniki i odrywaliśmy kryjówki gnoma. Już nie udawało mu się nas zaskoczyć, ale nadal robił wiele hałasu. Innym razem milczał i udawał zasmuconego, aby zaraz zerwać się i pobiec w nowe miejsce. Poza straszeniem, gnom wypowiadał zabawne powiedzonka, które nas rozbawiały. Pani przewodnik prowadziła nas coraz to nowymi korytarzami, a przyjazny gnom cały czas był w pobliżu. Zwiedzając kopalnię mogliśmy zobaczyć w jakich warunkach pracowali górnicy wydobywający węgiel. Pozostawione maszyny górnicze rdzewieją i przypominają, że jeszcze niedawno wydobywano tutaj urobek. Pod koniec wycieczki korzystam z oferty gnoma i wsiadam do wagonika, który gnom popychając rozpędza, a następnie jak nie trudno się domyśleć puszcza rozpędzony wagonik. Siła rozpędu nie jest jednak duża i już wkrótce wagonik sam wyhamowuje. Wychodząc ze sztolni robimy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcie z gnomem. Ten sympatyczny duch kopalni żegna nas i zaprasza do ponownych odwiedzin. Z panią przewodnik wracamy do budynku muzeum, gdzie zostawiamy kaski i latarki. Wycieczka dobiegła końca. Jesteśmy zachwyceni nie tylko miejscem, ale przede wszystkim pasją z jaką ludzie oprowadzają turystów po kopalni. Zwiedziliśmy już sporo podobnych miejsc, ale nigdy wcześniej nie czuliśmy się tak mile widzianymi gośćmi. W czasie naszej wycieczki nigdzie nie musieliśmy się spieszyć i dlatego zamiast przewidzianych 45 minut zwiedzaliśmy kopalnię prawie półtorej godziny. Gdy już wychodziliśmy z muzeum zjawili się kolejni turyści. Para w średnim wieku ostrożnie przekroczyła próg muzeum i zachowywała się dość chłodno pomimo ciepłego przyjęcia pani przewodnik. Szczerze poparliśmy panią przewodnik i zapewniliśmy turystów, że warto kupić bilety i zwiedzić Kopalnię Węgla w Nowej Rudzie. Sami przyjedziemy tutaj ponownie, ponieważ w najbliższym czasie mają się pojawić kolejne atrakcje. Zostanie uruchomiona kolejka z wagonikami wożąca turystów, a także winda zwożąca zwiedzających do niższych partii kopalni. Tak jak obiecaliśmy pani przewodnik opisujemy naszą wycieczkę w internecie, aby zachęcić innych turystów do odwiedzenia tego mało znanego, ale jakże ciekawego miejsca. W Nowej Rudzie zabawiliśmy na tyle długo, że mieliśmy coraz większe obawy, czy zdążymy do Głuszycy. O ile bowiem w Nowej Rudzie mogliśmy rozpocząć zwiedzanie kopalni o praktycznie dowolnej godzinie, to w Głuszycy wejścia do sztolni są możliwe tylko o określonych godzinach. Na szczęście odnalezienie Podziemnego Miasta było łatwe dzięki dobremu oznakowaniu drogi. Gdy dojechaliśmy do parkingu wiedzieliśmy już, że mamy kilkuminutowe spóźnienie. Pani sprzedająca bilety na parkingu powiedziała nam, że jak się pospieszymy to jeszcze zdążymy wejść z grupą. Kilkaset metrów dzielące parking i wejście do sztolni pokonaliśmy biegiem. Na szczęście sprzedano nam bez problemu bilety, ponieważ cała grupa dopiero co weszła do sztolni. Zabraliśmy jeszcze kaski ochronne i ruszyliśmy na zwiedzanie kompleksu Osówka. Kilkanaście metrów od wejścia do sztolni przyłączyliśmy się do reszty grupy. Pierwszy przystanek przy wartowni. Tuż obok znajduje się jedno z niewielu, niemal wykończonych już pomieszczeń, w którym oglądamy przedmioty znalezione podczas prac wykopaliskowych na terenie podziemi. W drugim z takich pomieszczeń zgromadzono broń, którą zniszczyli i porzucili Niemcy. Przechodzimy do korytarzy na wyższym poziomie i dopiero teraz widzimy jak ogromne jest Podziemne Miasto w Głuszycy. Obszerne, wysokie komory wykuli w skale jeńcy, którzy pracowali w ciężkich, nieludzkich warunkach. Dzisiaj możemy bezpiecznie oglądać to historyczne miejsce dzięki zainstalowanemu oświetleniu i opiece przewodnika. Podziemne korytarze tworzą może niezbyt skomplikowany labirynt, ale chyba nikt nie chciałby zostać tutaj sam na dłużej. Podczas drążenia w skale podziemnych korytarzy stosowano technikę polegającą na usuwaniu w pierwszej kolejności urobku pośrodku chodnika. Następnie poszerzano ściany zaczynając od góry. W ten sposób korytarze w przekroju przypominały literę T. Umożliwiało to dość łatwe usunięcie pozostałych fragmentów skały i powstawał szeroki, przestronny korytarz. Kolejnym etapem podczas prac przy budowie podziemnego kompleksu było budowanie drewnianych szalunków. Pomiędzy szalunki, a skałę wlewano beton, który nadawał pomieszczeniom ostateczny kształt i formę. Zwiedzając Podziemne Miasto można zobaczyć niemal wszystkie etapy w jakich prowadzone były prace. W jednym miejscu widać dopiero rozpoczęte drążenie chodników, a w innym oglądać można gotowe, wybetonowane hale. Z całą pewnością do zakończenia budowy całego kompleksu było jeszcze daleko, ponieważ tylko kilku pomieszczeniom nadano ostateczny kształt. W czasie zwiedzania Podziemnego Miasta nie było już takiej przyjemnej atmosfery jak w kopalni w Nowej Rudzie. Część towarzystwa kompletnie ignorowała przewodnika i robiła co chciała. Kilku osobników zachowywało się wręcz niekulturalnie, co znacznie obniżyło przyjemność ze zwiedzania tego obiektu. Zapewne nieplanowaną atrakcją był chwilowy brak prądu, który spowodował zaciemnienie podziemnych korytarzy. Na szczęście po kilku sekundach było już jasno i mogliśmy kontynuować zwiedzanie. Wychodzimy z podziemi wyjściem wykonanym w zboczu góry. Usytuowanie tego wyjścia było celowe i sprytnie zaplanowane. W razie potrzeby można było łatwo zamaskować wejście do Podziemnego Miasta. Wystarczyło uzupełnić ubytek w zboczu góry i nikt nie odnalazłby tajemniczych podziemi. Przechodzimy kilkaset metrów leśną drogą i wracamy do miejsca w którym wchodziliśmy do podziemi. Oddajemy kaski ochronne i w tym miejscu kończy się nasza wycieczka. Przemierzyliśmy sporo podziemnych korytarzy jak na jeden dzień.
|