|
Wreszcie nadszedł dzień na który tak długo czekałem. Mogłem wreszcie ruszyć w drogę ku nowej przygodzie. W piątkowe popołudnie 30 marca wyjechałem pociągiem do Warszawy, gdzie zatrzymałem się na noc u Michała. Do późnej nocy trwało przepakowywanie plecaków i rozmowy o naszym wyjeździe. Sprawdziliśmy jeszcze w internecie prognozę pogody dla Nowego Jorku i udaliśmy się na krótki odpoczynek. Krótki, bo spaliśmy niecałe 3 godziny. W sobotę pobudka
wczesnym rankiem i wyjazd na Lotnisko Okęcie. Nieco zaspani ale
spragnieni Na lotnisku we Frankfurcie musieliśmy troszkę poczekać na kolejny samolot, który miał nas zabrać już bezpośrednio do Nowego Jorku. Usiedliśmy sobie przy stoliku z widokiem na płytę lotniska, skąd mogliśmy obserwować startujące i lądujące samoloty. Przy okazji zrobiliśmy
pierwsze notatki oraz wymieniliśmy się z Michałem ważnymi
informacjami, z których mieliśmy jednak nadzieję nie korzystać
podczas naszej wyprawy. Chcieliśmy jednak mieć pewność, że gdyby któremuś
z nas coś się stało, to współtowarzysz podróży będzie miał
"pod ręką" wszystkie najważniejsze informacje. Zapisaliśmy
nawzajem swoje numery ubezpieczenia, telefony kontaktowe do firmy
ubezpieczeniowej oraz do rodziny w Polsce i w USA. Rozmawialiśmy też o tym, jak to będzie podczas naszej podróży i jakie miejsca odwiedzimy. Mówiliśmy o truskawkach, które mieliśmy zamiar zjeść pod koniec naszej wyprawy - w San Francisco, gdzie akurat pod koniec kwietnia rozpoczyna się sezon na te owoce. Jak się później okazało truskawki mieliśmy okazję zjeść znacznie wcześniej, ale świadczy to tylko o tym jak zaskakujące potrafi być podróżowanie. Tymczasem nadszedł czas odlotu naszego samolotu. Mieliśmy miejsca przy oknie, więc w czasie lotu mieliśmy okazję oglądać z góry Wyspy Brytyjskie, Ocean Atlantycki, Grenlandię i Kanadę. Bardzo spokojny lot zakończył się gładkim lądowaniem na płycie lotniska JFK w Nowym Jorku.
|