|
Tekst: Arek Adamski Las Vegas 18.04.2001 Jak tylko przybyłem do "jaskini hazardu", od razu chciałem zostać jednym z "graczy". Nie było to trudne bo można wejść bez przeszkód do każdego kasyna. Nie ma żadnych formalności, żadnych zasad co do ubioru. Wystarczy mieć skończone 21 lat i... pieniądze. Zapora Hoover Dam W drodze do Las Vegas
zastanawiałem się w jaki sposób wydostanę się z "miasta
hazardu", żeby zobaczyć zaporę wodną Hoover Dam. Jak to zwykle
bywa w takich przypadkach "problem" Okazało się, że jechaliśmy drogą z Arizony do Newady, którą poprowadzono właśnie po tej konstrukcji. Strome i wąskie serpentyny znacznie spowalniają ruch samochodów przy dojeździe do zapory. Dzięki temu dłużej mogliśmy obserwować ten gigantyczny obiekt ze zbrojonego betonu. Z jednej strony spokojne jezioro, a z drugiej wysoka ściana oraz dziesiątki słupów instalacji energetycznej. Od razu widać, że produkuje się tu dużo prądu, a przy okazji powstała spora atrakcja turystyczna. Niestety nasz autobus nie zatrzymał się nawet na krótką przerwę, wiec nie mogliśmy zwiedzić zapory. Jechaliśmy za to w korku wystarczająco długo, aby dokładnie obejrzeć ją z rożnych stron. Nawet kierowca, który przejeżdżał tędy pewnie dziesiątki razy, nie mógł się pohamować i co chwilę zerkał w kierunku budowli, która wkomponowano w surowy krajobraz. Zapora Hoover Dam dzielnie stawia czoło sile wody i tłumowi turystów, prezentując gigantyczne rozwiązania i wspaniale widoki. Pokaz na Fermont Street Niedaleko dworca Greyhounda w Las Vegas znajduje się ulica Fermont Street. Mieści się na niej długi na około 400 metrów kompleks kasyn z półokrągłym zadaszeniem ciągnącym się nad całym deptakiem. Wieczorem kolorowe oświetlenie kasyn sprawia, że jest jasno jak w dzień oraz równie ciepło za sprawą tysięcy świecących żarówek.
Tuż przed godziną 20 na deptaku zrobiło się tłoczno i dziwnie, bo tłum
ludzi stał w miejscu, a jeszcze przed chwilą wszyscy spacerowali. Domyśliłem
się, że wszyscy na coś czekają, więc też się zatrzymałem. Po
chwili zgasło całe oświetlenie Zaczął się pokaz z udziałem światła i dźwięku. Ekranizacja stworzenia świata była początkiem niesamowitego przedstawienia. Przelatujące przez całą długość sklepienia samoloty wyglądały jak prawdziwe myśliwce, a kolorowe kreskówki zaskakiwały paletą barw. Po kilku minutach pokaz dobiegł końca, nagrodzony sporymi brawami podekscytowanej publiczności. Ulice ponownie rozświetliły neony, a widzowie wrócili do kasyn. Spektakl powtarzał się co godzinę, a za każdym razem wyświetlano nowe obrazy. Za każdym razem zachwycałem się tym niesamowitym wydarzeniem, które ekscytuje i sprawia sporo radości. To zupełnie nowe doznanie.
|