USA

Raport 11

 

Data
31.03 - 27.04.2001

 

 

USA

 

 

 

Napisz do mnie
arek@adamski.pl

 

 

Tekst: Michał Paszkowski

Flagstaff 16-17.04.2001

Tylko 3 godziny drogi z Phoenix, miasta palm, kaktusów oraz nieziemskich upałów i jesteśmy w mieście, gdzie jeszcze nawet nie zawitała wiosna. Ośnieżone szczyty, roślinność i zabudowanie miasta sprawia, że czujemy się jak w jakimś miasteczku na Alasce.

Nic nie przygotuje was na potęgę Kanionu...

Rano przed wyjazdem do Kanionu zjedliśmy śniadanie w hostelu. Jakiś człowiek siedzący obokWielki Kanion rzeki Colorado nas przy stole, dowiedziawszy się, że wybieramy się dziś do Kanionu powiedział: - Nic nie przygotuje was na potęgę Kanionu, nic nie odda tego... - Hmm... no to czeka nas dziś piękne przeżycie - pomyślałem.

Z Flagstaff busik zabiera nas z innymi osobami z hostelu na północ, jakieś półtorej godziny drogi (wyprawę organizuje hostel - 40$; w cenę wliczone - opłata za wjazd do parku i lunch). Powierzchnia ziemi w tym rejonie jest tak ukształtowana, że niemal do samej krawędzi Kanionu nic nie zdradza tego, co ma się wydarzyć.

Na krawędzi ziemi

Niektórzy zamykają oczy przed wejściem na taras widokowy i pozwalają się prowadzić przewodnikowi aż do samej krawędzi Kanionu. Ja wolałem mieć otwarte oczy, gdy podchodziłem do kilometrowej dziury w ziemi...

Wielki Kanion ma jakieś 20 km szerokości i 300 km długości. Kiedy doszliśmy do krawędzi Kanionu wszyscy milczeli. Weszliśmy w przestrzeń, w której Punkt widokowy odbywa się jakieś wielkie misterium. Misterium natury. Zamilkliśmy, bo słowa przestały tu mieć znaczenie, tu wszystko przestało mieć znaczenie. Można było jedynie poddać się temu, co tu się odbywało. Nie istnieją słowa, nie istnieją myśli, nie istnieje żadna forma przekazu znana człowiekowi, która pozwoliłaby wykraść choć rąbek tajemnicy ukrytej tu w lasach północnej Arizony.

Wielki Kanion, to nie wyżłobione skały, to zjawisko, przez które przyroda odsłania swoją prawdziwą, niepojętą dla człowieka istotę.

Piknik na wiszącej skale

Od pierwszego punktu widokowego idziemy krawędzią przez jakieś pół godziny. Z wysuszonej ziemi wyrastają rośliny przypominające kaktusy, ale wpatrując się w dal dostrzegamy jeszcze leżące resztki śniegu. Dochodzimy do następnego punktu widokowego, tu przewodnik rozdaje nam prowiant i idziemy usiąść na skale, która wydaje się wisieć nad przepaścią. Nawet tak prozaiczna czynność jak jedzenie może być momentem niezapomnianym. Już busem przedostajemy się doNa krawędzi Kanionu następnego miejsca, gdzie mamy możliwość zejść kilka kilometrów w głąb Kanionu. Trudno się schodzi i wspina po skałach, kiedy oczy biegają człowiekowi dookoła głowy.

Nie sądziliśmy z Arkiem, że zobaczymy tak wiele i będziemy mogli tak intensywnie smakować Wielki Kanion. Na koniec jedziemy jeszcze do małego bazarku Indian Navajo, położonego już poza głównym korytem Kanionu. Jednak w tym miejscu możemy zobaczyć, jak w wielkiej równinie, niemal pionowo, zapada się skała, tworząc wielki wąwóz, tak głęboki, że nawet trudno określić odległość do jego dna. Na samym dole tego wąwozu płynie rzeka. Nie dociera tam jednak słońce, a i nasz wzrok również zawodzi na taką odległość.

Wracamy do Flagstaff, zachodzące słońce oświetla równinę, której widok jest zakończeniem tego wyjątkowego dnia.

 

<<< Wstecz                                                                                                            Dalej >>>



Google
 
Web www.adamski.pl