USA

Raport 1

 

Data
31.03 - 28.04.2001

 

 

USA

 

 

 

Napisz do mnie
arek@adamski.pl

 

 

Tekst: Michał Paszkowski

Przez ostatnie 48 godzin spaliśmy z Arkiem po dwie i pół godziny. Kiedy w piątek po 18 wyszedłem z biura mieszczącego się w centrum Warszawy, nie bardzo wierzyłem, że następny dzień spędzę w Nowym Jorku. O 6.40 w sobotę zgodnie z planem siedzieliśmy już w samolocie na warszawskim Okęciu. Kilka godzin później "siadaliśmy" na lotnisku JFK w Nowym Jorku.

Przemyt Coca Coli do USA

Byliśmy przekonani, że Amerykanie wpadli w panikę i w związku z Pryszczycą i BSE nie przewieziemy żadnej żywności. Ja jak zwykle przed podróżą wypełniłem plecak słodyczami, chipsami i colą (minimumNowy Jork nocą egzystencjalne), więc przy odprawie ćwiczyłem pokerową minę. W końcu Coca Cola w Europie regularnie odkrywa zdziwioną pleśń na swoich opakowaniach, wpisując się w obraz Europy wszelkich możliwych zaraz. Okazało się, że moglibyśmy spokojnie przewieźć świniaka w plecaku, a kieszenie powypychać mączką kostną. Nikt się specjalnie nami nie interesował na lotnisku. Kilka minut i byliśmy już w samochodzie mknącym przez Brooklyn.

Z lotniska odbierają nas Asia i Michał. Michał z Arkiem spędzili pół dzieciństwa razem i mimo wielu lat rozłąki zachowują się razem, jakby widzieli się ostatni raz wczoraj. Jedziemy do ich mieszkania na Brooklinie. Pierwsze minuty na kontynencie amerykańskim. Samochody inne, ale drogi jakby polskie. Dziury w rozmiarze iście amerykańskim.

Brooklyn Boogie

Sklep w dzielnicy BrooklynZajeżdżamy jeszcze po zakupy do polskiego sklepu "Baleron". Neon nad sklepem to biały napis BALERON na czerwonym tle. Po obu stronach napisu ORZEŁ BIAŁY W KORONIE. To typowy polski sklep... cóż polski sklep jaki jest każdy widzi.

Brookyn to klasyczny Nowy Jork. Czerwona cegła i schody przeciwpożarowe, ciągnące się kamieniczki i domki. Atmosfera, którą świetnie znamy z tysięcy amerykańskich seriali. Pycha.

 

Truskawki nad Atlantykiem

Jesteśmy zmęczeni, więc nawet nikt nic nie planuje na dziś. Jednak przed 18.00 pada pomysł, żeby odwiedzić Rodziców Michała na Staten Island, jednej z wysp Nowego Jorku. Jedziemy.

State Island to bardzo przyjemna dzielnica leżąca nad Atlantykiem. Ma się wrażenie, że wakacje
trwają tu przez cały rok. Jest już ciemno, ale skoro wyprawa jest od Atlantyku do Pacyfiku, toSielskie klimaty Brooklynu należałoby chociaż zamoczyć zelówki w oceanie. Plaża, choć zimno i ciemno, wygląda fascynująco. Można powiedzieć, że tu zaczynamy naszą wyprawę, na plaży Atlantyku.

Wspaniały sernik obłożony wielkimi czerwonymi truskawkami... Mama Michała nie dała się zaskoczyć niezapowiedzianą wizytą. Zapamiętam sobie te truskawki nad Atlantykiem nie tylko ze względu na ich smak, ale i chwile. Ze względu na Ludzi, jakich tu spotykamy. Oni nie maja nic wspólnego z obrazem Polonii w Ameryce. To ludzie, którzy pomimo wielkiego trudu życia na emigracji, nie zatrącają siebie. Swoją determinacją i wielkim wysiłkiem osiągają to, co ma im do zaoferowania Ameryka.

Niespodzianka na koniec dnia

Nasza wizyta u rodziców Michała dobiega końca, czujemy, że baterie nam się już wyczerpują. I  Ruch na Time Squarewtedy Michał z Asią rzucają nieśmiały pomysł: "Może wracając przejedziemy koło Manhattanu, to zobaczycie go nocą." To co kryło się pod tymi słowami przeszło nasze wyobrażenie. Po kilku chwilach przed naszymi oczami zaczęła się wyłaniać oświetlona tysiącami świateł sylwetka Manhattanu. Pomysł rzucenia okiem na Manhattan z sekundy na sekundę zamienił się w wielki "rajd" ulicami Nowego Jorku. Most Brookliński, Time Square, bliźniacze wieże World Trade Center - zwane tu "jedenastkami". To był jakby baśniowy rejs w morzu świateł gigantycznych budowli. Ta noc przyniosła nam jedne z najbardziej niesamowitych i niezapomnianych chwil naszego życia. To co czuje się "płynąc" ulicami stolicy świata, zatopionej w mroku pozostaje w człowieku na zawsze, zmieniając jego sposób widzenia.

 

<<< Wstecz                                                                                                            Dalej >>>