USA

Nowy Jork

 

Data
31.03 - 28.04.2001

 

 

USA

 

 

 

Napisz do mnie
arek@adamski.pl

 

31.03.2001

Zaraz po wylądowaniu na lotnisku JFK wysiadamy z samolotu i udajemy się do odprawy paszportowej. Wszystko przebiega bardzo sprawnie. Pani urzędnik pyta  tylko o cel podróży i czas jej trwania, wbijając w paszporcie czerwony stempel. Jeszcze tylko oddanie deklaracji celnej i jestem już oficjalnie na terenie USA.

Mijam ostatnie drzwi i już widzę mojego kuzyna Michała oraz Asię którzy czekają na nas. Po chwili dołącza Michał - mój towarzysz podróży po USA. Z lotniska jedziemy samochodem do mieszkania Asi i Michała na ManhattanBrooklinie. Choć byłem w Nowym Jorku pięć lat temu, to bez problemu rozpoznaję drogę i wydaje mi się, że nic się tutaj przez ten czas nie zmieniło, a tak w ogóle to czuję się jakbym tu był  ostatni raz miesiąc temu.

Jesteśmy z Michałem troszkę zmęczeni podróżą, ale za to szczęśliwi. Wprawdzie chcieliśmy odpocząć sobie i posiedzieć w domu, ale nie możemy usiedzieć na miejscu po tym, gdy pada propozycja żeby pojechać do mojej cioci na Staten Island. Moja ciocia z wujkiem wiedzieli, że przyjedziemy do Nowego Jorku ale nie wiedzieli dokładnie kiedy, a mój kuzyn celowo ich o tym nie informował. Chodzi bowiem o to, że jeszcze w 1996 roku żartowałem, że jak kolejny raz przyjadę do Nowego Jorku, to zrobię to całkiem niezapowiedzianie i że tak po prostu zapukam do drzwi mieszkania mojej cioci.

Chyba tylko w marzeniach widziałem do tej pory realizację tego zabawnego i jakże niecodziennego planu. Tymczasem wszystko stawało się bardzo realne. Całą czwórką jedziemy samochodem na Staten Island. Michał parkuje samochód kilkadziesiąt metrów od domu rodziców, tak aby nikt się nie zorientował, że przyjechaliśmy. Wszyscy zostają troszkę w tyle żeby ich nie było widać, a ja przystępuję do realizacji planu. Dzwonię do drzwi jakby nigdy nic. Moja ciocia otwiera mi drzwi i na chwilę traci głos - niespodzianka się udała. Oczywiście mojemu kuzynowi obrywa się za to, ze nic nie powiedział o naszym przyjeździe. 

Zaskoczenie było ogromne ale jak się okazuje nie ma wujka, który niedługo wróci z pracy. Nie pozostaje nam nic innego jak powtórzyć misterny plan. Tym razem także moja ciocia będzie udawała, że o niczym nie wie. Wsiadamy więc wszyscy z powrotem do samochodu (musimy przecież zatrzeć ślady naszej obecności) i jedziemy nad zatokę. Spacerujemy po molo oraz po plaży w pobliżu oświetlonego mostu Verezano. Mija dostatecznie dużo czasu i możemy już wrócić. Samochód ponownie parkujemy z dala od domu i ponownie dzwonię do drzwi. Tym razem otwiera mi wujek i jest równie zaskoczony, choć zaraz oznajmia, iż się domyślał coTime Square się święci. Z okazji naszego przyjazdu wujek otwiera szampana, a ciocia serwuje nam pyszne ciasto z truskawkami. Myśleliśmy, że truskawki będziemy jedli dopiero w San Francisco - pod koniec naszej podróży, a tu proszę jaki wspaniały początek. 

Wracając ze Staten Island Michał z Asią zabierają nas na widokowe miejsce koło mostu Bruklińskiego, z którego widać oświetlone wieżowce Manhatanu. Widok jest wspaniały i trudno jest oderwać wzrok. Podoba nam się do tego stopnia, że nasi przewodnicy po Nowym Jorku postanawiają zabrać nas na przejażdżkę ulicami Manhattanu. Bez zatrzymywania się, bez wysiadania z samochodu, ale za to ile wrażeń. Na Manhattan dostajemy się Mostem Brooklińskim. Mijamy Rocefeler Center, budynki ONZ, przejeżdżamy przez oświetlone Time Square, jedziemy obok dworca Greyhounda z którego za kilka dni ruszymy w dalszą podróż. Jeszcze tylko ostatni widok na oświetlone wieże World Trade Center i wracamy do domu. I pomyśleć, że minęło dopiero 25 godzin od naszego wyjazdu z Warszawy. Wrażeń o wiele więcej niż mogliśmy się spodziewać.

01.04.2001

Tutaj dopiero dzisiaj przesunięto czas z zimowego na letni. Nieświadomi tego cofnęliśmy wczoraj zegarki o 6 godzin, a powinniśmy o siedem. Rano pojechaliśmy na Manhatan, gdzie odwiedziliśmy jeden z basenów hotelowych w którym pracuje Michał. Potem zwiedzałam z moim kuzynem i z Statua Wolności Asią lotniskowiec na pokładzie którego urządzono muzeum. Wstęp 12$ dla dorosłych i 9$ dla studentów (honorowano moją kartę EURO26). 

Po południu przeprawiliśmy się promem (razem z samochodem) z Manhattanu na Staten Island. Pieszy płynący tym promem nic nie płaci, ale za przewóz  samochodu pobierana jest opłata zależna chyba od ilości osób które jadą samochodem. My jechaliśmy w trzy osoby i zapłaciliśmy 2$. Na Staten Island zabraliśmy moją ciocię i pojechaliśmy dalej - do New Jersey, po moją kuzynkę - Michalinę, która była u koleżanki mojej cioci. Jak się okazało Michalinę także udało mi się zaskoczyć niespodziewanym przyjazdem. Bardzo się zdziwiła i ucieszyła. 

New Jersey to całkiem inne miejsce od Nowego Jorku. Już na Staten Island jest spokojnie ale New Jersey to prawdziwa oaza spokoju. Regularnie rozmieszczone domki przy niemal sennych uliczkach toną w zieleni drzew. Dzieci mogą tutaj bez obaw bawić się niemal na ulicy. Nikt tutaj się nie spieszy - po prostu sielanka.

02.04.2001

Nasz kolejny dzień w Nowym Jorku spędzamy na wyspie Manhattan. Chodzimy Bilet wstepu na platformę widokową Empire State Building sobie z Michałem pieszo po tej niesamowitej dzielnicy. Zwiedzamy sporą część Central Parku, gdzie karmimy szare wiewiórki oraz odkrywamy pomnik naszego rodaka - Władysława Jagiełło. Chodzimy chodnikami Manhattanu razem z tłumem Nowojorczyków i pędzimy przed siebie aby jak najwięcej zobaczyć. 

Udajemy się na dworzec autobusowy Greyhound, aby kupić bilety niezbędne nam podczas dalszej podróży po USA. Nie ukrywam, że trudno było nam znaleźć na terenie dworca małe pomieszczenie w którym można kupić bilety Ameripass. Z pomocą karty EURO26 udaje nam się udowodnić sprzedawcy, że jesteśmy studentami. Możemy więc kupić bilety ze zniżką. Płacimy po 256,50$ za 21 dniowy bilet Ameripass na wszystkie linie autobusowe obsługiwane przez Greyhounda na terenie USA. Nasze bilety są ważne od 5 kwietnia - na ten dzień ustaliliśmy wyjazd do Waszyngtonu. 

Wczesnym popołudniem docieramy na Time Square, które w dzień nie jest wprawdzie tak niesamowite jak w nocy, ale to Nowy Jork nocą miejsce ma swój urok o  każdej porze. Zatłoczone i pełne kolorowych neonów reklamowych Time Square wydaje się być żywym organizmem. Odwiedzamy wielki sklep muzyczny Virgin, a potem udajemy się do pobliskiego hotelu Marriot, gdzie wjechaliśmy przeszkloną windą na 45 piętro. Odpoczynek w hotelowym atrium, a wieczorem główny punkt dnia - wjazd na platformę widokową budynku Empire State Building. Bilet wstępu kosztuje 9$, ale warto zobaczyć z góry Nowy Jork po zmroku. Miasto oświetlone niezliczoną ilością świateł wygląda wprost magicznie i aż trudno oderwać wzrok.

03.04.2001

Dzień zaczynamy bardzo wcześnie - już o 9 jesteśmy przed budynkiem nowojorskiej giełdy na Wall Street. Do otwarcia sesji jeszcze pół godziny. Przed budynkiem giełdy wielu maklerów w różnokolorowych marynarkach. Odbieramy darmowe bilety wstępu na teren giełdy i udaje nam się dostać do środka w pierwszej grupieBilet wstępu do Nowojorskiej Giełdy zwiedzających. Dzięki temu mamy okazję zobaczyć rozpoczęcie sesji giełdowej. Obserwujemy parkiet giełdy z przeszklonego pomieszczenia. Niestety nie można robić zdjęć, a czas wizyty jest ograniczony.

Po giełdowych wrażeniach udajemy się na pobliską przystań promową, gdzie dostajemy się na prom który płynie na wyspę Staten Island. Z pokładu promu odpływającego z Manhattanu możemy podziwiać nadbrzeże i wieżowce dzielnicy finansowej. Niedługo potem prom przepływa blisko wysepki na której znajduje się Statua Wolności. Po około 25 minutach dopływamy do Staten Island. Nie wysiadamy z promu, ponieważ już po kilku minutach prom płynie z powrotem na Manhattan. Taka darmowa przejażdżka w tą i z powrotem trwa godzinę i jest niewątpliwie turystyczną atrakcją Nowego Jorku.

Po promowej wycieczce wybieramy się na spacer po Financial District - dzielnicy finansowej Manhattanu. Kroczymy po labiryncie wąskich uliczek pośród wieżowców. Wszędzie pełno "białych kołnierzyków" i długich limuzyn. Zaglądamy też na pobliskie nadbrzeże portowe, gdzie oglądamy zacumowane jachty. Po długim spacerze czeka nas kolejna atrakcja Nowego Jorku - przejazd metrem.

Opłata za przejazd metrem wynosi 1,5$ i jest to nic innego, jak bilet wstępu na teren stacji metra. Przechodzimy przez bramkę, którą uruchamia żeton (token) i jesteśmy na terenie nowojorskiegoCentral Park metra. Jeżeli nie opuści się terenu którejkolwiek ze stacji metra, to można jeździć pomiędzy nimi po całym Nowym Jorku. Nam wystarczyła jedna przesiadka i dojechaliśmy metrem w okolice Central Parku.

Tuż przy północnej części Central Parku spotykamy się z moim kuzynem, który zabierze nas na dach jednego z wieżowców Manhattanu. Łapiemy żółtą taksówkę, która przewozi nas wzdłuż niemal całego Central Parku (koszt 7$). Michał prowadzi nas do budynku, na dachu którego znajduje się basen, gdzie  pracuje. Wjeżdżamy windą na 34 piętro i wychodzimy na dach budynku. Teraz możemy podziwiać Manhattan z góry. Niesamowicie wygląda Central Park - prostokąt zieleni pośród drapaczy chmur.

Po tylu wrażeniach odpoczywamy sobie na ławce w Central Parku. Dokładniej mówiąc leżymy sobie na ławkach i delektujemy się chwilą. Skąpani w  promieniach słońca obserwujemy wiosenne ożywienie. Udzieliło się ono nawet Michałowi, który bawił się w ganianego z szarymi wiewiórkami.

04.04.2001

To już nasz ostatni dzień w Nowym Jorku. Od północy będą ważne nasze bilety Ameripass, a że chcemy je maksymalnie wykorzystać, więc zaplanowaliśmy wyjazd do Waszyngtonu pierwszym autobusem jaki jest w rozkładzie. Do Waszyngtonu będziemy jechali w nocy, więc dziś rano wstajemy dopiero po dziesiątej.

Asia i Michał zabierają nas na Rockaway - cypel oddalony od centrum Nowego  Jorku. Mamy okazję spacerować po plaży i podziwiać otwarty ocean. Stąd wygląda on zupełnie inaczej niż jakiejkolwiek innego miejsca w Nowym Jorku. Jest tu także o wiele spokojniej niż w mieście.

Późnym wieczorem żegnamy się z Asią. Michał odwozi nas na dworzec Greyhounda i czeka, aż nie wsiądziemy do autobusu. Od lewej: Arek, Michał, Michał, Asia Powstaje jeszcze małe zamieszanie z naszymi biletami. Wcześniej informowano nas, że przed każdym wyjazdem będziemy musieli okazać bilet Ameripass i na jego podstawie dostaniemy "normalny" bilet. Na dworcu panie odsyłają nas od jednego okienka do drugiego. W końcu ktoś twierdzi, że wystarczy jak pokażemy Ameripass kierowcy.

Nie pozostaje nam nic innego jak czekać w sporej już kolejce przy stanowisku z którego odjeżdża autobus do Waszyngtonu. Zastanawiamy się czy w ogóle gdzieś pojedziemy, bo osób jest o wiele za dużo jak na jeden autobus, a my jesteśmy niemal na końcu kolejki. Pojawia się pani kierowca, która sprawdza bilety i tym samym wpuszcza do autobusu. Wszyscy cierpliwie czekają na swoją kolej. Gdy przychodzi czas na nas zaczynamy tłumaczyć, że mamy bilety Ameripass i chcemy jechać tym autobusem. Pani przegląda nasze bilety i prosi o dowód tożsamości. Pokazujemy karty EURO26 i już po chwili siedzimy w autobusie, a nasze plecaki zostają umieszczone w luku bagażowym autobusu.

Okazało się, że do Waszyngtonu podstawiono dwa autobusy. Jeden jedzie bezpośrednio, a drugi zatrzymuje się we wszystkich większych miejscowościach. My lądujemy oczywiście w tym, który jedzie bezpośrednio do stolicy USA, dzięki czemu szybciej będziemy na miejscu. Miejsce w autobusie zajmuje się na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Udaje nam się zająć dwa miejsca koło siebie. Gdy wszyscy pasażerowie są już w autobusie ruszamy w drogę. 

 

<<< Wstecz                                                                                                            Dalej >>>