|
W lipcu 1999 po pracowitym drugim roku studiów dla
mnie i dla moich przyjaciół nadszedł czas na krótkie wakacje. Wybraliśmy się
wspólnie na trzy dni do Zakopanego aby odpocząć od nauki oraz pracy i razem
spędzić trochę wolnego czasu. Wyjechaliśmy w czwartek wieczorem pociągiem,
którym dotarliśmy do Zakopanego w piątek rano. Nasza grupa liczyła 7 osób:
Agnieszka, Kasia, Marcin D., Marcin A. oraz dwie jego koleżanki - Aśka i Zuza,
a także piszący te wspomnienia Arek (czyli ja :-). Stanowiąc tak liczną grupę
bez problemu udało nam się wynająć busa, którym dotarliśmy na Zwijacze - na
naszą kwaterę którą zarezerwowała wcześniej Agnieszka. Na początku wydawało
nam się, że będziemy mieli daleko do centrum Zakopanego, ale na szczęście
istnieją drogi na skróty. W pięknie położonym domu dostaliśmy do naszej
dyspozycji dwa pokoje: jeden z kuchnią a drugi z telewizorem, obydwa z
balkonami. Warunki zapowiadały się znakomicie, ale my chcąc tracić czasu
rozplanowaliśmy sobie zajęcia które miały wypełnić nam trzy dni w górach.
Pomimo zmęczenia długą podróżą razem z Agnieszką,
Kasią i Marcinem D. postanowiliśmy zdobyć Giewont. W tym czasie reszta naszej
ekipy udała się na relaksujący podbój Gubałówki. Droga na szczyt Giewontu była
długa i męcząca, ale piękne widoki i miała atmosfera rekompensowały nam trudy
wędrówki. Tuż przed szczytem zrobiliśmy sobie małą przerwę, aby zregenerować
siły małym co nieco. Wkrótce po tym zdobyliśmy zatłoczony szczyt Giewontu. Po
pamiątkowych zdjęciach przyszedł czas na powrót, a raczej na stanie w kolejce
z powodu zatorów tworzących się przy zejściu ze szczytu. Dobra pogoda i środek
sezonu sprawiły, że na tatrzańskich szlakach było tłoczno.
Sobotnie wędrówki po górach rozpoczęły się
wcześnie rano. Tym razem w komplecie udaliśmy się na podbój Morskiego Oka.
Dzięki temu że stanowiliśmy dość liczną grupę szybko zapełniały się busy
którymi podróżowaliśmy po Zakopanym i okolicach. Ten wygodny środek transportu
nie
należy do najtańszych ale za to jest szybki, a busy kursują w wielu
kierunkach. Jednym z takich pojazdów dotarliśmy do Palenicy Białczańskiej, a
dalej już pieszo po asfalcie do Morskiego Oka. I tutaj wielu turystów
stanowiło gwarny tłum. Czym prędzej udaliśmy się więc w stronę Czarnego Stawu.
I tutaj nie byliśmy oczywiście sami ale było zdecydowanie przyjemniej, nawet
pomimo pogarszającej się pogody. Wydawać by się mogło, że wykonaliśmy dzienny
plan wędrówek, ale chcąc wykorzystać cały wolny czas udaliśmy się jeszcze na
Kasprowy Wierch. Oczywiście nie mieliśmy już czasu i sił na wejście pieszo
więc skorzystaliśmy z kolejki linowej. Piękne widoki były nagrodą za napięty
plan zajęć.
W niedzielę - ostatniego dnia naszych krótkich
wakacji zaplanowaliśmy prawdziwy odpoczynek czyli zamiast górskich wędrówek
kąpiel w basenie. Na Basenie Antałówka nie było może zbyt dużo miejsca ale od
samego rana było ciepło i słonecznie. Ciepła woda w basenie pochodzi z geotermalnego
Źródła i ma podobno właściwości lecznicze. Bawiliśmy się
wyśmienicie zażywając na zmianę kąpieli w basenie, kąpieli słonecznych i
natrysków w strumieniach wody prosto z wnętrza Ziemi. Wszystko się kiedyś
kończy więc i nasz czas odpoczynku dobiegł końca. Wspaniała zabawa i mile
spędzony czas odsuwały na bok wizję nocnego powrotu pociągiem. Dopisała nam
pogoda, która każdego dnia była wręcz idealna do naszych planów - chyba
zasłużyliśmy na te trzy dni wakacji.
Stronę tą dedykuję moim przyjaciołom z którymi
spędziłem trzy cudowne dni w stolicy Tatr. To oni są autorami większości zdjęć
- dziękuję Wam za udostępnienie fotografii. Z tego miejsca pozdrawiam też
Krzyśka, który nie mógł z nami pojechać.
|